Hmmm... Wygląda na to, że jesteśmy hummusoholikami. Dzień bez hummusu? Zdarza się niezwykle rzadko. Jak to wszystko się zaczęło? Dla mojego męża nieco wcześniej, niż dla mnie. Dobry kawał czasu wstecz J. spędził dwa lata w Izraelu. Już w samolocie poczęstowano go hummusem. Wtedy jednak nie zachwycił się tym smakiem. Dopiero później odkrył, że jest to coś rewelacyjnego, co można jeść na wiele sposobów (o tym później).
A ja? Ja poznałam hummus całkiem niedawno – parę miesięcy temu. W jednym z sieciowych marketów J. zauważył go na lodówkowej półce i bez wahania wrzucił do koszyka. Przypomniał mu się czas, kiedy hummus gościł w jego menu codziennie. J. zaserwował mi kolację wraz z opowieścią, jak to jada się hummus na śniadanie, przed obiadem, na kolację – właściwie cały czas i pod przeróżnymi postaciami – najczęściej podany na płaskim talerzu, posypany pietruszką, ugotowanymi ziarnami ciecierzycy, słodką papryką, polany oczywiście oliwą. Zwykle jako nieodłączne towarzystwo hummus ma pitę i mnóstwo przeróżnych warzyw – ugotowanych, surowych, konserwowych. Zamiast pity można go jeść również z pieczywem, macą, krakersami. Niektórzy używają go zamiast majonezu do sałatek. Inni dodają nawet do zup.
Co to jest hummus? Krótko mówiąc pasta z ugotowanej ciecierzycy, tahini (pasta z sezamu), cytryny i czosnku. W necie można znaleźć całe mnóstwo przepisów. Z dodatkiem sody oczyszczonej, bez sody, z odrobiną tahini, ze sporą ilością tahini, z ząbkiem czosnku, z dwoma ząbkami. Do wyboru, do koloru. My wypróbowaliśmy kilka sposobów, aż znaleźliśmy TEN smak. J. krytykował, krytykował, marudził i komentował. „Nie... Za rzadki... Za gęsty... Za mało wyrazisty... Za dużo czosnku...” itd. Aż w końcu stwierdził, że to jest TO, że taki właśnie hummus pamięta z czasów swojego pobytu w Izraelu. Teraz mam już wprawę i zrobienie hummusu nie stanowi dla mnie problemu. Tym bardziej, że ja też już nie wyobrażam sobie, aby w naszej lodówce nie było chociaż odrobiny ;)