Podobno śmiech to zdrowie. A mnie właśnie boli brzuch. Od śmiechu. I kaszel mnie dopadł. A z oczu leją się strumieniami łzy. Ciężko się pisze cokolwiek, bo niewiele przez te potoki widzę... Do takiego opłakanego stanu doprowadził mnie wlasnie mój syn. Lat trzy. Z malutkim kawałkiem.
Czy widzieliście kiedyś na dziale mięsnym nietoperza? Chyba nawet w najlepiej zaopatrzonych delikatesach nie ma... Nie ma, bo zainteresowania mięskiem nietoperzym nie ma. Mało smakowicie (delikatnie rzecz ujmując) wyglądają te zwierzaki. No i raczej mrocznymi legendami są owiane. Tak ogólnie - po prostu odstraszają. Zakładam jednak, że gdzieś w dalekich krajach może się je jada... Skoro mrówki, pająki i inne sympatyczne stworzenia się konsumuje, to czemu nie nietoperza. A i w Polsce znalazłby się amator "nietoperzyny"... Ja daleko szukać takiego delikwenta nie muszę...
No więc zamilkłam na czas jakiś. Bo brak natchnienia, chęci, czasu... Bo coś tam. Niestety okazało się, że milczenie złotem nie jest. Nie zauważyłam, żeby moje milczenie zamieniało się w jakikolwiek kruszec... A sprawdzić to mogłam podwójnie. Bo nie tylko na meamanu zapanowało milczenie. Dni kilka głos dosłownie uwiązł mi w gardle, a ściślej rzecz biorąc w krtani. Zapalenie jakieś się przyplątało i mówić mogłam jedynie szeptem. Jak myślicie - czy dzieci zauważają, jak mówi im się szeptem, że mają posprzątać zabawki? Otóż jak się nie może mówić, to jakby się istnieć przestawało ;) Jakby to dłużej potrwało, to pewnie opracowalibyśmy inny sposób komunikacji, ale te kilka dni było baaardzo trudne. I stanowczo nie obfitowało w złoto...
Ma. - córka Mamy, siostra Sz. i Mi., lat 4
Sz. - syn Mamy, i brat Ma. i Mi., lat 3
Mi. - córka Mamy, siostra Ma. i Sz.. roku 1,5
Mama - mama Ma., Sz. i Mi., niby kobiet o wiek się nie pyta, ale w lipcu będzie 36
Tatuś - ojciec Ma., Sz. i Mi. Również w lipcu lat 43.
Sz. wstał owego ranka jak zwykle. Bardzo porankowo. Oświadczył rodzicom, że trzeba zrobić dzień, co oznaczało, że czas najwyższy na podniesienie zewnętrznych żaluzji, które to żaluzje gwarantowały niemal idealne zaciemnienie. W czasie nalotu byłyby chyba doskonałe. Sz. zawsze wiedział, kiedy było już jasno na dworze. Z hukiem otwierał drzwi dziecięcego pokoju i głośno tupiąc przybiegał do zaspanych rodziców. Wskakiwał na moment do ich łóżka, po czym po raz kolejny na cały regulator oświadczał, że jest dzień i że on chce siku. A więc dzień zaczął się. Koniec i kropka. Nieodwołalnie. Siostry obudzone, rodzice obudzeni, Sz. zadowolony.